To zawód dla twardzieli

data dodania: 13 września 2016, 11:47 odsłon: 7007
To zawód dla twardzieli
To w ich rękach jest ludzkie życie przez pierwsze minuty w sytuacji zagrożenia. Wypadki, ratowanie ofiar katastrofy, pożaru — ratownik medyczny musi być przygotowany na wszystko. Musi zachować zimną krew i radzić sobie ze stresem.

Ratownikiem medycznym nie każdy może zostać. To zawód dla twardzieli. Chociaż chętnych do tej pracy nie brakuje, to kandydatów dyskwalifikuje słaba psychika. Michał Missan pracę zaczynał w 1996 r. jako noszowy, dzisiaj koordynuje Dział Ratownictwa Medycznego.

- Aby w tym zawodzie poradzić sobie ze stresem, trzeba umieć się wyłączyć podczas akcji. Co to oznacza? Wchodzimy do mieszkania, a w nim rodzina lamentująca nad umierającym pacjentem. Przecież nie mogę płakać razem z nimi. Muszę być obok tej sytuacji. Robię swoje i tyle. Czasem trzeba zapanować nad rodziną, niekiedy nie da się tego zrobić inaczej, niż będąc bardzo stanowczym. Rozpaczający bliscy po prostu utrudniają akcję ratowniczą.  A w takich przypadkach liczy się każda, dosłownie każda, sekunda — opowiada Michał Missan. 

Ale gdy umiera dziecko, to nie ma twardzieli.

- Nawet po wielu latach pracy nie można się na to uodpornić i kropka. Wypadki, w których ucierpiały dzieci, to koszmar ratownika — mówi Missan. - W takich sytuacjach pomóc może psycholog szpitalny. Ratownicy medyczni przechodzą również szkolenia, które uczą sposobów radzenia sobie ze stresem. Szczególnie trudne przypadki ratownicy analizują wspólnie na odprawach.

To zawód równie stresujący, co niewdzięczny.

— Prędzej doczekamy się skargi, niż słowa „dziękuję”. To nie oznacza, że my czekamy na podziękowania. Ale pacjent, czy rodzina, składają skargę, bo np. ratownik miał srogie spojrzenie lub użył nieodpowiednich słów. A skargi płyną najczęściej po wyjazdach zespołu do banalnych problemów, które często mógłby rozwiązać lekarz rodzinny. Kiedyś pan wezwał karetkę, bo od czterech miesięcy bolała go głowa. To oczywiście skrajny przykład — mówi Michał Missan i dodaje: - Słuchajmy uważnie dyspozytora. To nie jest człowiek z ulicznej łapanki, ma medyczne wykształcenie, a jego pytania mają nam pomóc, nie są po to, żeby dręczyć dzwoniącego. Znam przypadki, że instrukcje dyspozytora uratowały komuś życie.

Naszym ratownikom wyposażenia medycznego może pozazdrościć cała Polska, ale i koledzy z zagranicy. Mają do dyspozycji m.in. automasażery, czyli sprzęt, który samodzielnie prowadzi masaż serca.

- Mężczyzna dużych gabarytów, czyli taki jak ja, jest w stanie efektywnie masować pacjenta zaledwie przez dwie minuty. Ponieważ taki masaż musi być wykonywany na odpowiednią głębokość, do tego od 100 do 120 razy na minutę. Po tym czasie musi go zmienić drugi ratownik. Dlatego tak ważne są automasażery, które są niestrudzone — wyjaśnia ratownik. — Nasze standardy sprzętu i pracy nie odbiegają od europejskich. Jeden z naszych kolegów wyjechał do Anglii i tam pracuje jako ratownik. Zrobił zdjęcie w naszej karetce. Brytyjscy ratownicy oglądali sprzęt ze zdjęcia z otwartymi buziami.

Obecnie w Elblągu są cztery zespoły ratownictwa, dodatkowo po jednym w Pasłęku, Młynarach i Tolkmicku. W połowie 2017 r. ma być o jeden kolejny zespół więcej.

Anna Dawid, "Dziennik Elblaski"
fot. Michał Kalbarczyk


Znajdziesz nas na zobacz nas na Facebook zobacz nas na YouTube
Posiadamy kontrakt z NFZ Biuletyn Informacji Publicznej

Projekt i realizacja © 2013 Agencja Reklamowa idealmedia.pl - Profesjonalny system CMS. Wszystkie materiały,
loga, zdjęcia zawarte na stronie chronione są prawem autorskim i bez zgody nie mogą być używane i powielane.

Cookies | Polityka Prywatności | CMS

Ilość wyświetleń strony: 2 071 297


Wydruk pochodzi ze strony: http://www.szpital.elblag.pl/informacje/10,aktualnosci/a,697,to-zawod-dla-twardzieli.html